Jaćwięgi. Wikingowie Suwalszczyzny

Wikingowie – kto nie zna tych walecznych wojowników? Kultura popularna ich uwielbia. Wikingowie doczekali się dziesiątek filmów, wielosezonowych seriali i niezliczonej liczby książek. A co, gdybym powiedział, że istniał lud równie waleczny, wyznający tajemniczą wiarę, który łupił dalekie ziemie, siejąc powszechny postrach i trwogę? I że zamieszkiwał tereny obecnej Polski, a Ty Warszawiaku możesz w 3,5 godziny znaleźć się na szczycie ich Zamkowej Góry? A u jej podnóża spojrzeć w twarz wyrytą przez nich na polodowcowym głazie?
Dlaczego więc, poza garstką pasjonatów, niewielu o nich słyszało? Postaram się odpowiedzieć na to pytanie, w tym krótkim tekście, którym jednak z pewnością nie zamknę tu tematu Jaćwieży. Nie jestem historykiem ani archeologiem, ale pijar postaram się im zrobić dobry. 
A i sami Wikingowie, jeszcze w tej opowieści wrócą.
Ci przeklęci poganie
Znany wszystkim polskim uczniom Jan Długosz, stworzył najbardziej literacką i chwytającą za serce charakterystykę pogan z północy. Tak opisał wyprawę Bolesława Wstydliwego na Jaćwingów w 1264 r.:
„Mieszka zaś naród Jaćwingów w północnej stronie, graniczy z Mazowszem, Rusią i Litwą i ma język w dużej mierze podobny do języka Prusów i Litwinów i zrozumiały dla nich, a ludy dzikie, wojownicze i tak bardzo żądne sławy i pamięci, że dziesięciu spośród nich walczyło ze stu wrogami, zachęconych tą jedyną nadzieją i świadomością, że po śmierci i zagładzie ziomkowie będą ich sławić pieśniami o dzielnych czynach. To usposobienie przyprawiło ich o zgubę, ponieważ mała garstka łatwo ulegała liczebnej przewadze tak, że powoli niemal cały ich naród wyginął, ponieważ nikt z nich nie cofał się przed nierówną walką, ani nie starał się uciec po wdaniu się w walkę.”
Robi wrażenie! A trzeba wziąć pod uwagę, że poganie nie mieli wśród chrześcijan zbyt dobrej opinii. Taka laurka wystawiona Jaćwingom przez Długosza oznacza, że wrogowie darzyli ich naprawdę ogromnym szacunkiem. (Choć wywyższanie wrogów było też sposobem na podkreślenie rangi swojego zwycięstwa nad nimi.) 

Jezioro Kluczysko, zwane też Tchliczysko. Przed czasami Jaćwingów było znacznie większe. Bohaterowie tego tekstu przekopali jednak kanał pomiędzy nim a jeziorem Szurpiły, obniżając poziom tego pierwszego.

Niestety, źródeł pisanych jest jak na lekarstwo. W dodatku sami Jaćwingowie nie byli piśmienni. Nie pozostawili żadnych zapisków. Zniknęli z pamięci świata. Jedni z ostatnich pogan tej części świata. Indianie Europy, jak nazywał ich blisko związany z Suwalszczyzną Czesław Miłosz.

Jaćwingowie jak kometa
Kim więc byli Jaćwingowie (zwani też Jaćwięgami, Sudowami, Polekszanami i Dajnowami - dziś nie wiemy jak sami na siebie mówili)? 
To lud żyjący do końca XIII wieku pomiędzy Krainą Wielkich Jezior Mazurskich, zamieszkiwaną przez bliskich im Prusów, a Niemnem, za którym siedzieli już Litwini. Od południa sięgali doliny Biebrzy i sąsiadowali z Mazowszem, na które lubili się zapuszczać w celach łupieżczych. Czyli mniej więcej pokrywa się z granicami późniejszej historycznej Suwalszczyzny. Dość mocno wchodząc na teren dziś należący do Litwy. Schyłek XIII wieku jako czas końca ich panowania na tych ziemiach jest dość pewny i niekontrowersyjny, bo wtedy właśnie zostali ostatecznie pobici. Byli w sumie skazani na porażkę. To między innymi przez nich sprowadzono do Prus Zakon Krzyżacki. A jeśli dodać do tego, że mówiąc delikatnie, irytowali też pozostałych sąsiadów, to klęska była jedynie kwestią czasu.
Więcej trudności nastręcza natomiast ich początek. Źródła pisane datują pierwsze ich pojawienie się na X wiek. Staroruska Powieść lat minionych wskazuje, że w 945 roku jednym z posłów wysłanych do Bizancjum był niejaki Jatviag Gunarev. I dalej to samo źródło i rok 983 wspomina, że “idzie Włodzimierz na Jaćwięgi”, a w 1038 roku na Jaćwięgi “poszedł” Jarosław (Mądry). 
Ale zaraz zaraz! Jaki X wiek? Przecież pod Suwałkami (a dziś, to już nawet w obrębie miasta) leży wieś Szwajcaria, gdzie odkryto dziesiątki znacznie starszych kurhanów skrywających pochówki “Jaćwingów”. Więcej nawet - cmentarzysko było badane przez Kompleksową Ekspedycję Jaćwieską (więcej o niej przeczytasz w moim tekście o suwalskich nazwach - tutaj), a obecnie na jego terenie stoi czerwona tabliczka “Rezerwat Przyrody Cmentarzysko Jaćwingów”. 
No więc tak, jest to cmentarzysko ale… nie Jaćwingów! Naukowcy datują je na II do V wieku naszej ery. A znalezione w nim artefakty i sposób pochówku jasno wskazują na odrębność tego ludu “kultury sudowskiej” od późniejszych Jaćwingów. Pomiędzy ich tu obecnością a nadejściem bohaterów tego tekstu minęło nawet kilkaset lat. 
Jaćwingowie przemknęli więc przez karty historii, pomiędzy X a XIII wiekiem. Trzy setki lat ich obecności to niewiele. Dlaczego zniknęli niemal tak szybko, jak się pojawili?

Góra Zamkowa otoczona jest jeziorami: Szurpiły, Jegłówek, Jegłóweczek i Kluczysko.

Konni wojownicy
Zgubę przyniosła im odwaga, styl życia i w mniejszym stopniu wyznawana wiara. Podobnie jak Wikingowie lubili łupić sąsiadów. Wyjeżdżali z bagnistej, niedostępnej puszczy, porastającej ówczesną Suwalszczyznę, i nękali sąsiadów, zapuszczając się aż pod dzisiejszy Sandomierz. Co ważne wyprawiali się konno. Wybitny badacz Jaćwingów dr Marcin Engel ukuł nawet określenie “konni wojownicy”. Ma ono uzasadnienie w źródłach. Zerknijmy do Kroniki Ziemi Pruskiej z 1326 roku: “Szlachetni Sudawowie, jak przewyższali innych szlachetnością obyczajów, tak też górowali nad innymi bogactwem  i siłą. Mieli bowiem sześć tysięcy jeźdźców i prawie niezliczoną ilość wojowników”.
Ze zdobyczami i jeńcami wracali do swoich grodów, gdzie mogli bronić się przed odwetem. I to właśnie grodziska i osady wokół nich były “nowością”, która odróżniała ich od zamieszkujących tu poprzedników. Grody były też dotychczas najbardziej namacalnym, a w zasadzie nawet jedynym śladem po Jaćwingach. 
Szurpiły, najpiękniejszy gród w Polsce
Ale za to jakim. Jeśli miałbym polecić komukolwiek, kto nigdy nie był na Suwalszczyźnie, jedno, jedyne miejsce, które trzeba odwiedzić, byłaby to Góra Zamkowa w Szurpiłach. To sześciedzięciometrowe, strome, naturalnie wyrzeźbione przez lodowiec wzgórze, otoczone z trzech stron przez jeziora. Przepiękny widok z jej szczytu nie był może kluczowy (choć przyroda, w tym jeziora i rzeki stanowiły podstawę jaćwieskich wierzeń), ale już walory obronne były doceniane nie tylko przez bohaterów tego tekstu. Znaleziono tu też ślady po ludach wcześniejszych, nawet tych z epoki żelaza.

Jaćwingowie nie tworzyli dowodzonego przez jednego władcę państwa, więc mówienie o Górze Zamkowej – stolica – to spore nadużycie. Niemniej nie było na ich ziemiach ważniejszego ośrodka niż Szurpiły. Prawdopodobnie nigdy nie zdobyte przez ich wrogów grodzisko, było najokazalszym z jaćwieskich “zamków”. Nie tylko postawili na szczycie wzgórza gród, otoczony trzema rzędami wałów obronnych, ale też przekopali kanał między dwoma z trzech otaczających go jezior, regulując ich poziom i poprawiając, i tak wyjątkowe, usytuowanie. Usypali też groble na wodach jeziora a na wyspie ulokowali wieżę strażniczą.

Dziś wały obronne wokół Góry Zamkowej wyglądają niepozornie, ale wystarczy je przekopać, żeby wybobrazić sobie jak mogły wyglądać w XIII wieku. (fot. Jerzy Okulicz-Kozaryn, zdjęcie z „Jaćwieskich ośrodków grodowych”)

Sam “zamek” na szczycie góry był jedynie siedzibą dowództwa i miejscem, gdzie pozostali mieszkańcy Szurpił mogli się w czasie ataku wrogów skryć. Na co dzień mieszkali w osadach otaczających grodzisko (dziś to przysiółek wsi Szurpiły o prawdopodobnie nawiązującej do czasów jaćwieskich nazwie Targowisko). Potrafili uprawiać zboża, hodować zwierzęta. Byli też myśliwymi i rybakami. Trudnili się rzemiosłem. Ale ulubionym zajęciem były wspomniane już wyżej wyprawy łupieżcze i handel zdobyczami. 
Szurpiły są najlepiej zbadanym grodziskiem Jaćwingów – dużą część kariery naukowej poświęcił mu wybitny polski archeolog prof. Jerzy Okulicz-Kozaryn. Pod jego opieką powstał też niezwykle obszerny (ponad 600 stron) doktorat wspomnianego już wyżej dr. Marcina Engela, którego większość poświęcona jest Szurpiłom (można go przeczytać tutaj). 
Suwalska Jaćwież
Jednak takich miejsc jest na Suwalszczyźnie i okolicach znacznie więcej. Jedynie nieduża część z nich jest dobrze przebadana. Jak Jegliniec, rzut kamieniem od przejścia granicznego w Budzisku, gdzie kształty góry same podpowiadają jak mógł wyglądać tutejszy gród. 

Mapa Jaćwieży autorstwa Aleksandra Kamińskiego (tak, autora Kamieni na Szaniec).

Większość tych miejsc, to jednak tylko bezimienne wzgórza, jakich dziesiątki tutaj. Znajdowane dzięki legendom przekazywanym przez kolejne pokolenia (choćby góra od wieków nazywana przez mieszkańców wsi Rowele “Zamczysko”), albo jako przypadkowe odkrycia przy pracach ziemnych. W ostatnich latach ich liczba znacząco wzrosła dzięki skanowaniu lotniczemu (tzw. lidar), które pokazuje niewidoczne często gołym okiem, lub porośnięte lasem ślady dawnych wałów lub zabudowań. Odwiedziłem niedawno jedno z nowych “odkryć”. Przejeżdżałem obok tego wzgórza rowerem i autem wiele razy. Ale dopiero teraz wspiąłem się na nie i od razu rozpoznałem charakterystyczne ślady wałów obronnych.
I o ile nasi północni sąsiedzi z Litwy, jaćwieskie i litewskie grody zwykle dobrze oznaczają, stawiając tablice pamiątkowe i budując przy nich infrastrukturę turystyczną, o tyle w Polsce znane są jedynie pasjonatom. 
Gulberek w Sudawskich (nazwa wsi ma jaćwieskie korzenie), gród w Osinkach ledwo 3 km od Suwałk, tuż za barem dla kierowców TIRów, bezimienne wzgórze niedaleko popularnej plaży i wyciągu narciarskiego nad jeziorem Szelment. Jest ich wiele, ale większość turystów i mieszkańców mija je bez świadomości, że były to siedziby tego tajemniczego ludu. Że 800 lat temu kwitło na nich życie, o którym można nagrać niejeden serial lub zrobić grę komputerową. 

A może tak jest lepiej? Dla mnie odkrywanie i przebywanie w tych miejscach jest zawsze pełne magii i tajemnicy. To niepozorne wzgórza, a jednak świadomość wydarzeń jakie się na nich rozgrywała, powoduje wyjątkowe odczucia. Potęgowane tym, że niemal zawsze mogę być pewnym, że będę tam sam. Jednocześnie dziwnym trafem – zimą – często znajduję na tych odludziach ślady butów na śniegu. Widocznie takich pasjonatów kilku jednak jest. Każdego z nas ciągnie w te miejsca. Członków bractwa Pera Sudinoi Synowie Jaćwieży, odtwarzających walki Jaćwingów. Czy suwalczankę Justynę Orłowską, która napisała niedawno książkę fantasy osadzoną w świecie Sudowów „Narodziny królowej Jaćwingów”. Ale to wyjątki od reguły. Na polskim biegunie zimna, w Wiżajnach, na miejscu jaćwieskiego grodu, stoi parafialny kościół pod wezwaniem św. Teresy z Avili. Założę się, że niewielu parafian o tym wie.
Nie każdy jednak gród jest na odludziu. Na polskim biegunie zimna, w Wiżajnach, na miejscu jaćwieskiego grodu, stoi parafialny kościół pod wezwaniem św. Teresy z Avili. Dowód zwycięstwa chrześcijan nad poganami.
 
Poszukiwacze zaginionych grobów
Wróćmy jednak z tej osobistej wycieczki. W co wierzyli Jaćwingowie? Tu także dobrych źródeł nie mamy. Po nielicznych relacjach pisanych i na podstawie znalezionych przedmiotów, a także wnioskując po podobieństwie do sąsiednich Litwinów i Prusów, możemy powiedzieć, że była to wiara w bogów utożsamianych z żywiołami i przyrodą. 

Głaz z twarzą u podnóża Góry Kościelnej w Szurpiłach. Po lewej widać wyraźnie jedno oko w mokrym zagłębieniu. Po prawej jest drugie oko, a poniżej nos i usta.

Prawdopodobnie na czele ogólnobałtyjskiego panteonu stał Perkun. Bóg gromów, ognia i wojny. Jego drzewem był dąb – a drzewa, lasy, święte gaje i puszcze były dla Jaćwingów niezwykle ważne. Z pewnością również święte były kamienie – jak ten pomiędzy górą Zamkową a Kościelną w Szurpiłach, z wyrytą twarzą. Żaden inny żywioł nie mógł się jednak – najprawdopodobniej – równać z wodą. Ta miała znaczenie nie tylko strategiczne, militarne czy bytowe, ale również mistyczne. 
To z wodą i innym “bogiem” wiąże się jedna z legend, której pochodzenie przypisuje się Jaćwingom i która jest związana z Szurpiłami. 
Eglė była córką księcia litewskiego, którego zamek wznosił się nad jeziorem Szurpiły. Pewnego dnia, kiedy kąpała się w tym jeziorze, z wody wynurzył się wielki czarny wąż. Przemówił do niej ludzkim głosem i zażądał by została jego żoną. (…) Okazało się, że nazywał się Žaltys i był bogiem tutejszych wód i jezior.
Całą legendę można przeczytać tutaj. Trzeba przy tym podkreślić, że zwierzęta i rośliny nie były czczone same w sobie. Świerk (Egle!) nie był(a) bogiem, ale mógł nieść w sobie boski pierwiastek lub pomieścić ludzką duszę po śmierci. 
Zanim jednak duch mógł się przenieść w świat przyrody, ciało musiało zostać pogrzebane. I tutaj przechodzimy do jednej z najciekawszych zagadek, które Jaćwingowie zostawili nam do rozwiązania.
Wraz ze zmarłymi dostojnikami palono oręż, konie, służących, służebnice, szaty, psy myśliwskie, ptaki drapieżne i inne przedmioty niezbędne w rycerskim rzemiośle. Piotr z Dusburga w ten sposób opisał w XIV wiecznej kronice zwyczaje pogrzebowe Prusów. 
I trzeba było mu wierzyć “na słowo” i myśleć, że podobnie robili Jaćwingowie, bo przez kilkadziesiąt lat badań archeologicznych nie można było  tego potwierdzić. Dopiero XXI wiek przyniósł pierwsze odkrycia w zakresie ich pochówków. Niemcowizna nad Szczeberką, Mosiężysko w okolicach… tak grodu w Szurpiłach. I wreszcie bardzo ciekawy grób na samych stokach Góry Zamkowej. Należący zapewne do młodego księcia/władcy, bogato wyposażonego na ostatnią podróż. Inne groby znajdowane na Suwalszczyźnie pochodziły z wcześniejszych, przedjaćwieskich okresów. 
Jednak prawdziwy przełom przyniósł 2015 rok, kiedy policja zatrzymała handlarzy nielegalnymi zabytkami. Kiedy jeden z nich usłyszał o grożącej mu karze wielu lat więzienia, przyznał, że w lesie w Krukówku pod Raczkami odkrył średniowieczne cmentarzysko. Powiedział, że ze wspólnikami wydobyli tam niewyobrażalne, ponad 3000 przedmiotów.

Zapinka podkowiasta z Puszczy Augustowskiej (fot. Fundacja Terra Desolata)

Początkowo mu nie wierzono. Jednak kiedy archeologowie przybyli na miejsce, pewnym stało się, że ci przypadkowi znalazcy odkryli cmentarzysko Jaćwingów o niewyobrażalnym wręcz bogactwie. Znaleziono broń, miecze (jeden rytualnie połamany, a drugi pogięty), ozdoby, ceramikę, tajemnicze dzwoneczki, bogato zdobioną biżuterię. Ogromny skarb. Zresztą wystawa podsumowująca pierwsze kilka lat badań nad Krukówkiem nazywała się “Jaćwieskie Eldorado”. 

Fragment naszyjnika z Puszczy Augustowskiej (fot. Fundacja Terra Desolata)

Jakby tego było mało w 2020 roku inna grupa archeologów dotarła do informacji o odkryciu kolejnych cmentarzysk na skraju Puszczy Augustowskiej. Dosłownie kilkanaście kilometrów od Krukówka. W pobliżu uroczyska “Święte miejsce”, które od czasów pogańskich przyciągało miejscową ludność, a dziś stoi tu katolicka kaplica. I znów – setki przedmiotów, które Jaćwingowie rozsypywali wraz ze spalonymi szczątkami. Tak opisują znalezisko archeologowie, którzy je badają:
Spektrum tych przedmiotów jest naprawdę imponujące: od fragmentów naszyjników, bransolet, zapinek i szpil do spinania szat, pierścionków, zawieszek, dzwoneczków poprzez noże, osełki, przęśliki, szydła, aż do mieczy oraz – przeróżnych kształtów – grotów broni drzewcowej. Wśród znalezisk potwierdzenie znajduje zapis o tym, że Jaćwingowie dysponowali konnicą: wędzidła, strzemiona, ostrogi i sprzączki będące elementami uprzęży również towarzyszyły zmarłym w ich życiu po życiu.
Co więcej, wiele z przedmiotów – podobnie jak miecze w Krukówku – było niszczonych, giętych, łamanych, ciętych na kilkumilimetrowe fragmenty. Ten rytuał nie został jeszcze wyjaśniony. Nagłe przyspieszenie historii jaćwieskiej archeologii będzie wymagało wielu lat badań i analiz. 
Daleko od grodzisk
Z pewnością najważniejszą zagadką, którą trzeba rozwiązać, jest lokalizacja tych odkryć. Puszcza Augustowska była dotychczas postrzegana jako miejsce pozbawione jaćwieskich osad. Wody jest tu pod dostatkiem, ale brakuje wzgórz, na których można zbudować łatwiejsze do obrony grodziska. Suwalszczyzna dzieli się bowiem na pofałdowaną północ i płaskie południe, z granicą mniej więcej właśnie tu, gdzie leżą Suwałki. Do tej pory większość odkryć dotyczyła właśnie terenów na północ od miasta.
Jedna z teorii mówi, że miejsca tych odkryć były od wczesnego średniowiecza, aż do dziś, nieustannie porośnięte lasem. Jaćwingowie chowali spalone ciała i “grobowe wyposażenie” płytko pod ziemią, a może nawet wręcz rozsypywali je na powierzchni. Setki lat karczowania lasów północnej Suwalszczyzny i uprawa ziem niszczyły potencjalne stanowiska archeologiczne. Może i kiedyś były w pobliżu grodów pagórkowatej północy regionu, ale nie przetrwały do dziś. Ta teoria nie wyjaśnia natomiast, skąd tak duże i bogate cmentarze, tak daleko od grodów. Na płaskim południu. A może tutejszych grodów jeszcze nie odnaleziono i czekają na swojego odkrywcę (byle tym razem nie był złodziejem).
Zagadek i historii do wyjaśnienia będzie tylko przybywać. Każde kolejne odkrycie przynosi na razie więcej pytań niż odpowiedzi.

Niedawno odkryte grodzisko w pobliżu Jeleniewa. W dole niegdyś było jezioro.

“Jaćwięgi są wśród nas”
Wiemy na pewno, że ani Krzyżacy, ani Polacy czy Rusini, nie zabili wszystkich Jaćwingów. Choć ci ostatni sobie nie pomagali. Informacje o tym, że w obliczu porażki woleli popełnić zbiorowe samobójstwo (łącznie z kobietami i dziećmi), niż dostać się w niewolę, nie są jedynie legendą. 
Pokonani niedobitkowie w części zostali przegnani i wysiedleni na Sambię. Część z nich długo jeszcze ukrywała się w niedostępnych puszczach (podobno ostatni na wyspie na Wigrach, tam, gdzie dziś jest półwysep i stoi chętnie odwiedzany przez turystów klasztor). Inni po prostu zasymilowali się ze swoimi dotychczasowymi wrogami, którzy rozpoczęli nieśmiałą kolonizację Jaćwieży.  (Na taką prawdziwą trzeba było czekać do czasów królowej Bony.) Świadczą o tym nazwiska dzisiejszych Suwalczan – Gorlo, Jonio, Waraksa, Kirsnowski. A także nazwy miejscowe, które przetrwały kolejne setki lat: Wigry, Hańcza, Pierty, Kojle (o czym piszę szeroko tutaj).
 
Etykieta piwa Jaćwing.
To początek końca
Historia Jaćwingów się skończyła. Teraz jednak, wraz z najnowszymi odkryciami i rosnącą świadomością fascynującej przeszłości Suwalszczyzny, tak niesamowicie splecionej z tutejszą geografią i wyjątkową przyrodą, możemy ją odkrywać od nowa. Tak niesamowity lud, który zaistniał we wczesnym średniowieczu może i krótko, ale za to w jakim stylu, zasługuje na naszą uwagę.
Ten tekst to nie naukowa rozprawa a jedynie prezentacja mojej “zajawki”. Próba spisania choć części wiedzy, którą można znaleźć lepiej uporządkowaną w opracowaniach naukowych, ale opowiedzianej po mojemu. Do Jaćwingów chciałbym wracać. Wiedzieć i opowiedzieć więcej o ich wierzeniach, zwyczajach i historii. O ich nazwie i języku. O zasięgu Jaćwieży. O ich walkach i ostatecznej przegranej. Bo nie ma Suwalszczyzny bez nich.
Ah. Jestem jeszcze winny obiecanego powrotu do tytułowych Skandynawów. Otóż jedna z teorii, powstała w oparciu o znalezione zabytki, mówi o etnicznych związkach Jaćwingów z Waregami. Czyli wschodnim odłamem Wikingów. Mnie to nie dziwi.
Za pomoc i recenzję tekstu tekstu bardzo serdecznie dziękuję Iwonie Lewoc i Marcinowi Engelowi.
Główne źródła:
  • Studia Archaeologica Sudauica
  • Wojciech Giełżyński – „Jaćwięgi są wśród nas”
  • Marcin Engel – Jaćwieskie ośrodki grodowe
  • Knut-Olof Falk – Wody wigierskie i huciańskie
  • Aleksander Kamiński – Jaćwież
  • Publikacje Fundacji Terra Desolata